Trochę kultury Wszystko Żyćko

Lekcja miłości.

To miał być krótki wpis na Instagrama z poleceniem filmu, ale kiedy zaczęłam wypisywać zdanie po zdaniu istotne kwestie poruszone w „Lekcji miłości” okazało się, że zabrakło mi znaków, a nie ubyło refleksji. Z tego powodu wpis jest tutaj. Dłuższy, z większą ilością szczegółów i dygresji, jeszcze rozemocjonowany po wczorajszym seansie.

„Lekcja miłości” to film w reżyserii Małgosi Goliszewskiej i Kasi Matei, który podbił tegoroczną edycję Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity. Opowiada historię Pani Joli, która po ponad 40 latach toksycznego małżeństwa ucieka od męża, przeprowadza się z Włoch do Szczecina i zaczyna po prostu żyć.

Ile trzeba mieć pięknej odwagi w sercu, żeby będąc w jesieni swojego życia zadecydować, że się zaczyna od nowa. Żeby nie ulec utartym schematom starych drzew się nie przesadza czy dla mnie to już jest za późno i pora umierać. Mieć siedemdziesiąt lat i nie czekać na koniec tylko żyć, śpiewać, tańczyć i przede wszystkim kochać. Pani Jola jest taką postacią dla której ja bym chciała cofnąć czas i dać jej drugie, piękne życie. Elegancka, idealnie umalowana, wyglądająca jakby była z innej epoki, przeszła w ciągu tych 40 małżeńskich lat przez piekło w imię powtarzanego przez matkę i księdza „na dobre i na złe”. Jak silne musiało być to pragnienie zaznania jeszcze dobrego życia – nie mogę sobie nawet wyobrazić, ale porusza mnie to okrutnie.

Bardzo liczę, że obejrzycie ten film dostępny na platformie HBO GO, więc nie chcę opowiadać o nim zbyt dokładnie. Natomiast jest w nim kilka ważnych scen: przerażających, wzruszających, pięknych, czułych i na nich chciałabym się skupić. Chciałabym też oddać jakie uczucia mi w nich towarzyszyły, bo wierzę, że znając mnie i moją emocjonalność te refleksje skłonią Was do włączenia „Lekcji miłości” i do zastanowienia się nad kilkoma fundamentalnymi sprawami.

Kiedy w pierwszej małżeńskiej scenie w której Pani Jola wyjeżdża z Włoch usłyszałam w jaki sposób zwraca się do niej jej mąż Bogdan miałam wrażenie, że wszystko mi się w środku skręca i zawiązuje na supeł. Instynktownie poczułam, że ja bym w tej scenie krzyknęła, szarpnęłoby mną, nie zachowałabym spokoju, chociaż te emocje od tak dawna już są mi obce. Wydawać by się mogło, że po 40 wspólnych latach, wychowaniu dzieci i wnuków, Bogdan powinien tu odgrywać pozytywną rolę. Zupełnie stereotypowo patrząc na tę sytuację małżeństwo z 40-letnim stażem wzbudza raczej dobre odczucia i nie zawsze przyjmujemy, że za tym obrazkiem starszych małżonków jest życie okupione cierpieniem, poniżeniem i totalną rezygnacją z siebie.

Druga scena to ta w której Jola będąc na wakacjach z koleżankami rozmawia z nimi o ich małżeństwach. Leżąc na plaży, nad morzem, we wspaniałych okolicznościach mówią o swoich doświadczeniach. O tym, że jeden mąż pił i bił, drugi nie, bo się bał i „tylko by spróbował”, a kolejny może i spróbował, ale szybko został z tego powodu porzucony. Ta idylliczna, plażowa scena kontrastuje z tematem przemocy psychicznej, fizycznej i ekonomicznej. Uderza jak spokojnie można rozmawiać o piekle życia.

Mimo tych kilku smutnych i trudnych scen „Lekcja miłości” jest filmem pogodnym i wzniecającym nadzieję. Wszystkie zdjęcia w których widzimy Panią Jolę z błyskiem w oku zachwycającą się życiem, śpiewającą, tańczącą, zakochaną w nowo poznanym Panu Wojtku, krzyczą do nas, że warto w każdej chwili podjąć decyzję i wybrać siebie. Warto odchodzić nie mając gwarancji, ale mając wiarę, że szczęście jeszcze nas spotka. Należy uciekać od przemocowych związków, toksycznych partnerów, od wszystkiego co nas krzywdzi.

Przypuszczam, że mogłabym jeszcze długo mówić o tym filmie. O nieporadnej i karykaturalnej scenie rozmowy Pani Joli z młodym księdzem. O dystyngowanym stylu życia bohaterki skontrastowanemu ze spaniem pod parasolkami chroniącymi przed kapiącym z sufitu deszczem. O przepięknej scenie, kiedy Pan Wojtek, mówi jedno słowo „przepraszam” i jest to tak szalenie wymowne, poruszające i intensywne emocjonalnie, że czułam, że w środku wypełniam się łzami. I jeszcze pewnie o wielu, wielu innych.

Mam jednak nadzieje, że obejrzycie ten film. Że na chwilę podejmiecie próbę przemyślenia tematu przemocy, który co jakiś czas poruszam i na który uczulam, bo jest to temat mi bliski z różnych stron i drażni mnie jego bagatelizowanie. Że może ten film rozpali w Was jakąś iskrę, może nie do tak drastycznych decyzji jak ucieczka, ale do chęci zmiany życia na lepsze. Że może też jesteście w takim schemacie, że myślicie, że już na wszystko jest za późno, a ta radość i pasja Pani Joli pobudzi w Was chęć poflirtowania i poromansowania z życiem. Wierzę, że „Lekcja miłości”, która jest filmem trudnym i wywlekającym mnie momentami na lewą stronę będzie ostatecznie dobrym doświadczeniem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.