My, ludzie, w zdecydowanej większości jesteśmy ciekawscy. Znam bardzo niewiele osób, które nie mają pokusy pytania o sprawy, które w żaden sposób ich nie dotyczą i nie chcą zwyczajnie zaspokoić swojej wścibskości. Pozostali pytają, rzucają aluzje, badają teren. Jedni pytają uprzejmie i o rzeczy błahe. Inni przekraczają granice taktu wpędzając w zakłopotanie i niezręczność. Każda sfera życia, która różni się od tego co już znają wzbudza ciekawość. Tak też jest z kwestiami wynikającymi z bycia samodzielnym rodzicem.
Przez niemal cztery lata, kiedy jesteśmy z Basią we dwie i poza tym stanowimy całkiem udany patchwork ze Starym, często przestrzenią wzbudzającą zainteresowanie innych jest kwestia chodzenia na randki i wprowadzania mężczyzn z którymi aktualnie się spotykam w życie mojej córki. Myślę też, że ten temat wzbudza niejedną wątpliwość w samych rodzicach-singlach i niejednokrotnie sami zastanawiają się czy nadszedł już dobry moment na wpuszczenie kogoś do swojego życia, czy to ta osoba, jak przyjmie to dziecko itd.
Po tym jak nasza rodzina przeszła rozłam siedem lat temu, byłam w dłuższym związku i właściwie dopiero od czterech lat jestem zupełnie, w całości mono-mamą. Nie ukrywam tego, nie wstydzę się, nie mam problemu z mówieniem o tym publicznie. Tak samo nie widzę niczego złego w tym, że mam konto na Tinderze i, że zdarza się, że wychodzę na randki. W ciągu tych czterech lat spotykałam się z kilkoma chłopakami. Czasem były to jednorazowe randki, a czasem dłuższe cykle spotykania. Żadna z tych relacji nie weszła natomiast na etap związku.
Zaznaczmy też, że przestrzeń moja i mojego dziecka jest dla mnie święta i zawsze będzie najważniejsza. Nie miałam nigdy wątpliwości co do tego, że do tej przestrzeni nie będzie łatwo się dostać. Podchodzę do tego bardzo świadomie i wierzę swojej intuicji, która wskazuje komu warto otworzyć drzwi do naszego życia.
Nie jest też tak, że jeżeli z kimś się spotykam to izoluję tego chłopaka i wspinam się na wyżyny kombinacji, żeby moje dziecko go nie poznało. Nie. Po prostu nie wprowadzam tego człowieka jako partnera, ale jako znajomego czy kolegę. Raczej od czasu do czasu niż często. Nie organizuję wspólnych zajęć, wyjść czy leżenia razem na kanapie. Nie buduję głębszej relacji. Oddzielam kreską życie mamy od życia singielki.
Napisałam wcześniej o intuicji, bo mimo że na wielu płaszczyznach jej nie ufam to tutaj sprawdza się idealnie i nigdy mnie nie zawiodła. Od czasu ostatniego poważnego związku tylko raz czułam, że spotykam się z osobą, którą warto wprowadzić w nasze życie i wtedy to zrobiłam. Dzisiaj, chociaż znajomość nie przerodziła się w długofalowy związek, nadal uważam, że tamten chłopak jest tak wspaniałą i dobrą osobą, że decyzja, którą wtedy podjęłam była właściwa. Mimo tego że on jest już w innym związku, nadal mamy przyjacielski kontakt i nasz dom jest i będzie zawsze dla niego otwarty.
Nie jest łatwo być samodzielnym rodzicem, który otwiera się na nowe znajomości i jednocześnie pragnąc normalności i bliskości musi mieć na uwadze dobro i bezpieczeństwo swojego dziecka. Bo dzieci są ufne i się przywiązują. Dużo łatwiej przychodzi im zbudowanie relacji z osobą, której nie znają, a która zaczyna się pojawiać w ich domu niż dorosłym. Poza tym są to też kwestie sprawdzania czy dziecko nie jest zazdrosne, czy go to nie boli, czy nie czuje się mniej kochane, kiedy mama albo tata przytulają kogoś innego. Trzeba zwracać uwagę na wszystkie sygnały, mieć oczy dookoła głowy i nie dawać się ponosić początkowemu zauroczeniu potencjalnym partnerem.
Biorę poprawkę, ze Wy jako samodzielni rodzice możecie mieć zupełnie inne podejście do tego tematu. Może macie więcej zaufania do ludzi, idziecie w życiu bardziej na żywioł, nie wiem. Natomiast jeżeli się to u Was sprawdza to szczerze kibicuję. Jednocześnie wiem, że ten mój sposób daje mi poczucie bezpieczeństwa i pewność, że nie staram się niczego przeforsować na siłę. Z pełnym przekonaniem stwierdzam, że każdy podszept intuicji o tym, żeby jeszcze nie wpuszczać kogoś do naszej przestrzeni na zasadach partnera był dobry. Nie dlatego, że te osoby były czy są złe, ale dlatego, że z różnych przyczyn ich wkroczenie w nasz świat nie byłoby wartością dodaną i jedynie zaburzyłoby porządek, który zbudowałyśmy.
Może to brzmieć chłodno, jakbym wszystko kalkulowała i analizowała. Nie jest tak do końca. Emocje mnie ponoszą bardzo często, ale zawsze pierwszą rzeczą o której myślę jest spokój i dobro mojej córki. To pozwala szybko wyhamować i dać sobie czas na przemyślenia. Dlatego jeśli jesteście ciekawi jak rodzice-single podchodzą do kwestii randkowania to wiedzcie, że dla każdego z nas jest to trudne. To już nie jest łączenie dwóch kropek na kartce jak w przypadku ludzi bezdzietnych. Te kropki się rozrastają i trzeba je połączyć na tyle sensownie, żeby nie powstał z tego na kartce kleks i jena wielka plątanina.
Aha, jeszcze jedna wiadomość. Jeśli jesteś samodzielnym rodzicem to pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo – zasługujesz na miłość i na to, żeby ktoś wszedł w Twoją przestrzeń jeżeli tylko tego chcesz. Może to się nie stanie od razu. Może to nie będzie ten chłopak czy dziewczyna z którym spotykasz się teraz. Może to nie będzie łatwe i będzie wymagało od Ciebie i Twojego partnera całego morza wyrozumiałości, cierpliwości i zaufania, ale wierzę, że się da. Wierzę, że można.